Ale to jednak jest niesamowite. Gadam sam z sobą. Czuję się jak Robinson Cruzoe. No może nie tak. On wylądował na bezludnej wyspie, a ja jestem na wyspie wymarłej. Zaczęło mnie to wciągać. Chodzę po wygasłych tematach jak po opuszczonych wioskach. Są ślady ludzi ale nikogo nie ma. Fantastyczne. Nie to, żeby dla mnie yerba miała jeszcze jakieś większe tajemnice. Wiem o niej wystarczająco dużo. Pociąga mnie ta spełniona wizja science fiction, ziemi wymarłej i rozbitka wyrzuconego na falach internetu.
He he, zrobię sobie biwak, yerbak, gril i gitarka, kobitka

Cześć Kolnaki, miłej zabawy.